sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 5

Notka: Tak tak, wiem. Znowu długo mnie nie było, ale nie chcę pisać na przymus, a wena najwidoczniej odwiedza mnie raz na kilka miesięcy. W międzyczasie zaczęłam znowu robić też kreatywne dość rzeczy, więc chciałabym tak na szybko zaprosić was na mojego bloga [fraillou.blogspot.com] oraz na mój kanał na youtube [Fraillou /Klik/]. Po prawo macie najnowszy filmik. Koniec reklam, co do rozdziału: Dokonuje się tutaj z decydujących momentów w życiu Nialla, więc uznajcie ten rozdział za ważny, bo to co się stanie całkowicie zniszczy jego psychikę. Będzie jeszcze jedna taka scenka, która nim wstrząśnie emocjonalnie, ale na nią musicie poczekać jeszcze troszku HIHI. Mogę wam tylko obiecać, że będę pisać gdy tylko będę mieć wenę i chęci, żeby nie dawać wam tu shitu. Dziękuję i miłego czytania!
PS. CHOLERNIE WAM DZIĘKUJĘ, ŻE POMIMO MOJEJ NIEOBECNOŚCI WY NADAL JESTEŚCIE, A CZYTELNIKÓW PRZYBYWA. TO JEST WIĘCEJ NIŻ CUDOWNE!!!


         Luke i Niall przemierzali las. Była dość chłodna noc, ale Lucas zapewniał, że to co zobaczy brunet odmieni jego życie. Przez ciało Niallera przechodziły dreszcze, ponieważ niewiele widział, było mu zimno, a jedynym oświetleniem był księżyc w pełni. Czyż nie takimi rzeczami cechują się najgorsze horrory?
         - Luke, może wracajmy? Chodzimy już tak dobrą godzinę - Ni zaczynał być z lekka marudny. Miał dość. Jedyne o czym marzył to wygodnym łóżku i ciepłej herbacie.
         - Nie pękaj młody. Już jesteśmy blisko - Wysoki blondyn był pewny tej trasy. Przecież chodził nią nie raz przez ostatnie szesnaście lat.
         - Ale Luke... - Westchnął młodszy.
         - AHA! - Starszy z chłopaków natknął się na coś, czego tak poszukiwał przez dobre pół godziny. Nachylił się i podniósł metalową klapę.
         Zadowolony Luke wpatrywał się w zejście w dół z zachwytem, zaś Niall był nieco przerażony. Skrzywił się na samą myśl, co może czekać go w podziemiach.
         - Serio, Luke? Serio?! Szorowaliśmy po lesie przez kilka godzin tylko po to, by wejść do kanału? W mieście masz na każdym kroku coś takiego - Marudził brunet.
         - To nie jest jakiś zwykły kanał. Prowadzi do niezwykłego miejsca. Spodoba ci się - wyjaśnił blondyn, po czym zaczął schodzić po drabinie w dół.
         Nialler przez chwilę się wahał, ale po rozejrzeniu się dookoła uznał, że woli trzymać się przyjaciela. Nie wiedział nawet gdzie jest, a tym bardziej nie wiedział jak powinien wrócić do kamienicy, którą ostatnio zamieszkiwał.
         - Nienawidzę cię Luke, wiesz? - oznajmił żartobliwie schodząc po drabinie.
         Blondyn nie odpowiedział, natomiast zaśmiał się pod nosem, idąc przed siebie. Niall musiał przyśpieszyć tempo, by dotrzymać mu kroku.
         Ściany kanału były zaokrąglone, podobnie jak sufit oraz podłoga, tworząc w ten sposób koło. Brunet mógł przysiąc, że znajdowali się w wielkiej, metalowej rurze. Co dziwne - nie śmierdziało tam. Luke miał racje. To był wyjątkowy kanał. Co jakiś czas w którejś ze ścian było małe plastikowe światełko, dzięki czemu długie pomieszczenie było delikatnie oświetlone. Niall byłby w stanie się nawet kłócić, że księżyc w pełni daje więcej światła, niż jakieś malutkie lampeczki.
          Po półgodzinnej wędrówce dotarli do kolejnej drabiny. I tym razem właz był metalowy, więc nie było problemu z uniesieniem go.
          Słychać było donośne krzyki, śpiew i śmiech. Po wyjściu na powierzchnie ziemi, dotarło do Nialla, co naprawdę się dzieje. Zobaczył on setki, jak nie tysiące, ludzi. Nie wyglądali oni na normalnych w żadnym wypadku. Większość z nich było ubrane w długie, białe, poniszczone już, bo z wieloma dziurami, szaty. Trochę, jakby urwali się z psychiatryka. Część z nich była młoda, część wręcz przeciwnie - stara, a nawet bliska śmierci. Przez chwilę chłopak poczuł się zagubiony, ale potem poczuł rękę przyjaciela na ramieniu i ruszyli w głąb imprezy (o ile to można było nazwać imprezą).
          Chłopacy przedzierali się przez stada ludzi, którzy swój wzrok zawieszali na nowej osobie. Tam wszyscy się znali, więc Niall wyróżniał się. Chłopak nie wiedział ile okrutnych historii kryje się za każdym z nich. On nawet nie pomyślał o tym, że znajdował się w miejscu, gdzie spotykali się sadyści, mordercy i psychopaci. Luke natomiast nawet nie zwracał uwagi na palący wzrok znajomych. Chciał tylko Niallera zabrać do przyjaciół, którzy jak zwykle stali w tym samym miejscu. Był to pagórek, z którego idealnie było widać całe zgromadzenie oraz wielki, opuszczony budynek, który w niektórych miejscach się palił. Co dziwne, nie zapowiadało się na większy pożar. Tak jakby płomienie były posłuszne i paliły się w określonych miejscach.
          Znajomi, z którymi mieszkał aktualnie Irwin, siedzieli i śmiali się. Widząc, zbliżających się przyjaciół momentalnie spoważnieli.
          - Luke, mogę cię na słówko? - Oliver wstał, a gdy blondyn skinął głową, ten złapał go za ramie i poszli się przejść.
          Niall tymczasem przysiadł się obok Nick'a. Trochę zagubiony i przytłoczony okolicznościami zaczął bawić się swoimi dłońmi. Nick spostrzegł grymas na twarzy Niallera, więc szturchnął go w ramie.
          - Hej, stary! To twój szczęśliwy dzień! Czemu jesteś taki smutny? - zapytał,
          - Dziwnie się czuję - osiemnastolatek przełknął ślinę. - W ogóle tu jest dziwnie - wyjaśnił. - Bez obrazy oczywiście - szybko dodał.
          - Zmienisz zdanie, gdy Luke wróci i cię gdzieś zabierze - zapewniał kolega.
          - Obyś miał rację.

          Lucas i Oliver wrócili dopiero po godzinie. Blondyn poprosił Nialla, by ten się za nim udał, i tak też zrobił. Luke zaprowadził Irwina do budynku. Panowała tam wręcz grobowa atmosfera. Było zimno, a oświetlenie było bardzo słabe, bo wcześniej wspomnianym oświetleniem, były pochodnie. Z resztą cały budynek od środka wyglądał niczym stary zamek. Ściany wyłożone były szarymi cegłami, a na ziemi rozłożony był długi, poniszczony, czerwony dywan z frędzlami.
          Chłopcy zeszli po schodach do czegoś, co wydawało się wyglądać niczym średniowieczna sala tortur. Wszędzie były dziwaczne maszyny, a Nialla na samą myśl o tym, co się szykuje, przeszły ciarki.
          - Cholera, Luke! Spieprzamy stąd - młodszy zaczął panikować.
          - Spokojnie, Niall. Znam się na tym.
          Dla Luke'a to było coś normalnego. Nie czuł się ani trochę źle w tym miejscu.
          W końcu stali obok drewnianego stołu, na którym leżał mężczyzna. Niall nie był w stanie określić jego wieku, ponieważ na głowie miał worek. Jego kończyny były przywiązane do czterech knebli po bokach stołu. Jego tors był nagi, ale od bioder w dół był przykryty białym kawałkiem materiału. Dwa metry dalej stał kolejny stół. Mniejszy o połowę, a do wykonania go użyto metalu. Na nim były poustawiane różne narzędzia. Obok zaś stała lampka. Dość nowoczesna, dająca bardzo dużo światła. Była wręcz źródłem w tym pomieszczeniu. Inaczej byłoby ciemno i nic by nie widzieli.Obok lampy było przyczepione małe urządzenie. Coś, co wyglądało jak kamera. Nialler powoli zaczął się domyślać, o co chodzi.
          - Nie podoba mi się tu, stary - odezwał się zachrypniętym głosem. Z wrażenia powoli zaczął go tracić. - Nie wiem, co tu się odpierdala, ale chcę stąd iść.
          - Oh, Niall. Grabisz sobie. Wszyscy zgromadzeni przed budynkiem teraz cię widzą i słyszą.
          - Po jaką cholerę mnie tutaj przyprowadziłeś?! - Zdenerwowany nastolatek podniósł ton.
          - Chcę cię wyzwolić od uczuć. Ale żeby tak się stało musisz zabić. A żeby było zabawniej możesz nawet torturować! - W głosie Luke'a było słychać entuzjazm.
          - A co jeżeli ja nie chcę? Nie będę zabijał! Czy ciebie popierdoliło?! - Irwin uniósł się. - Pierdolę ciebie i wszystkich twoich koleżków!
          Blonyn wybuchnął szyderczym śmiechem.
          - I co cię tak, kurwa, cieszy? - Niall zaczł się irytować.
          - Jeżeli ty nie zabijesz tego faceta, moi koledzy będą chcieli zabić ciebie. Wybieraj, Ni. Możesz oddać swoje życie, ale on i tak zginie. To bez znaczenia, czy ty zabijesz jego, czy zginiesz i ty i on - Luke mówił najspokoniej jak się da. Powaga sytuacji nie ruszała go.
           - Jesteś jebanym psychopatą i sadystą! - Irwin był wręcz przerażony, co tylko rozbawiło jego przyjaciela. Blondas złapał młodszego za ramie, po czym sam się odezwał.
           - Spokojnie, Niall. Ty też taki będziesz - mówił z dumą. Tylko weź któreś z narzędzi i zrób kawał dobrej roboty.
           Osiemnastolatek zawahał się, ale ostatecznie postanowił nie przekładać swojego życia, ponad obcego. Z resztą dla tamtego i tak już nie było szans. Podszedł do stolika z narzędziami i złapał pierwszy lepszy nóż. Przypomniał sobie, jak w jednym z filmów główny bohater wbił ostre narzędzie w serce ofiary i to spowodowało szybką śmierć. Postanowił zrobić to samo. Zaś jego serce przyśpieszyło. Czuł jak wali i miał wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi. Postanowił zrobić to szybko i sprawnie. Zamachując się zamknął odruchowo oczy. Krew trysnęła na jego ciuchy,  a on zaś przrażony zaczął się odsuwać. Luke pełen dumy zaczął klaskać, a z zewnątrz było słychać okrzyki radości. Przecież ci wszyscy psychopaci to widzieli - pomyślał Niall. Tymczasem jego życie miało się teraz odmienić. Miał być jednym z nich. 
           Jedyne o czym marzył Niall, to ucieczka. Jak najdalej. To dopiero teraz poczuł, że popełnił błąd. Nie powinien był nigdy odchodzić od rodziców. Za szybko zrezygnował z wygodnego życia. Karcił w myślach sam siebie. Przecież kłótnie zdarzają się w każdej rodzinie. Ale skąd miał wiedzieć, że psychopaci mogą czychać na każdym kroku? I nagle zatęsknił za kuchnią matki, humorem ojca i upierdliwością brata.

           Osiemnastolatek siedział na pagórku kilka metrów od znajomych. Po wyjściu z budynku był zdruzgotany. Koledzy gratulowali mu, a on ich odsuwał. Chciał być sam i jak chciał, tak było. Trzęsącą się z wrażenia ręką, wyciągnął z kieszeni spodni papierosy i zapalniczkę. Używkę włożył do ust, po czym przystawił źródło ognia do wyznaczonego miejsca. Odrzucił narzędzie gdzieś obok, po czym zaciągnął się nikotyną. Czuł, jak przyjemnie wypełnia jego płuca. Jego myśli jednak nie opuszczał czyn, do którego zmusił go nowy przyjaciel. Zastanawiał się też, czy nadal powinien nazywać Lucasa przyjacielem. 
           Obok Niallera ktoś usiadł. Zwrócił wzrok w kierunku tej osoby. Była to Tasha. Dziewczyna, która od razu wpadła mu w oko i za każdym razem gdy ją widział, czuł się jakoś inaczej.
           - Nie miej nam tego za złe - odezwała się.
           - To nie ty mnie zmusiłaś do morderstwa - wydusił z siebie.
           - W jakiejś tam części i ja.
           ­- Myślałem, że jest w tobie coś innego - Zaraz po wypowiedzeniu tego zdania, Irwin zamarzył o cofnięciu go. Wydawało mu się zbyt bezpośrednie.
           - Rozejrzyj się, Niall. Każdy, ale to KAŻDY z obecnych tutaj ma coś za uszami. Widzisz tego faceta koło sześćdziesiątki łysiejącego? - wskazała osobnika palcem.
           - Mhm - przytaknął chłopak.
           - On w wieku dwudziestu lat mordował małe dziewczynki, ale zanim to zrobił, gwałcił je i katował. Policja nigdy go nie złapała.
           Osiemnastolatek zrozumiał kolejną rzecz. To było ponad jego siły. Stres, który mu przy tym towarzyszył był tak wielki, że sprawił iż ten stracił przytomność. Teraz był zdany tylko i wyłącznie na łaskę swoich morderczych kumpli.

1 komentarz :

  1. Omgf !!! Tak dlugo czekalam ale sie oplacalo... Rozdzial - boski!! Nie wierze ze on go zabil 😮 czekam az on sie dowie ze lukey jest jego ojcem... Pozdrawiam i weny zycze... ~Pingffinek~

    OdpowiedzUsuń