piątek, 12 września 2014

Rozdział 15

         Z każdym dniem coraz bardziej docierała do mnie informacja, że umrę, a właściwie to popełnię samobójstwo. Ktoś kiedyś powiedział, że rodzimy się by żyć, żyjemy by umierać. Sześćset lat pozwoliło mi wystarczająco nacieszyć się życiem, a jednocześnie przejść przez wszystko, co najgorsze. Teraz miałam wydać na ten świat dziecko, by potem z niego odejść. Powoli popadałam w depresję, której przyczyna była jedna - Luke. Ta osoba uczyniła moje życie cudownym, by potem je zniszczyć. To trudne... Mam na myśli nienawiść i miłość w tym samym czasie. Czułam, jak kumulacja tych uczuć niszczy mnie z każdym dniem coraz bardziej. Cząstki mnie znikały, pozostawiając wrak człowieka. Samo naczynie, nic więcej. Gdybym żyła w standardowym świecie ludzi to nazwaliby mnie albo chorą psychicznie, albo warzywem. Z resztą to i tak nie ma znaczenia. Jestem skończona.
         Siedziałam właśnie u Clifforda w domu i staraliśmy się wypełnić potrzebne dokumenty. To, że Carly urodziła w szpitalu, chociaż tak naprawdę rodzić będę ja u Michaela w domu. Właśnie, Michael... Co ja bym bez niego zrobiła? Geniusz, który nie jest doceniany. Zbuntowany anioł, który pomaga mi w każdej potrzebie. Czy to nie piękne mieć takiego przyjaciela?
         - Lei, jak chcesz nazwać swoje dziecko? - zapytał, wyrywając mnie z rozmyśleń.
         - Nie wiem.
         - Obawiam się, że takie imię nie istnieje - zaśmiał się. Doskonale wiem, że starał się rozluźnić napiętą atmosferę. - Leilana, musisz pomyśleć nad imieniem, inaczej nie możemy skończyć z tymi papierami. - Mikey nasunął na nos okulary w czarnych oprawkach, po czym odjechał na krześle obrotowym na drugi koniec pokoju, by otworzyć jedną z wielu szuflad w pomieszczeniu i ją przeszukać.
         Znajdowaliśmy się w pokoju, który wyglądał jak jakaś biblioteka, pomieszana z gabinetem. Wszystko utrzymane było w kolorze ciemnego brązu i zgniłej zieleni. Przyy każdej ścianie były regały z książkami. Ba, księgami! Gdzieniegdzie tylko były wąskie szafki z szufladami, które wypełnione były jakimiś notatkami. Michael był bardzo oczytany, nie ma co. Na środku pokoju stało biurko, na którym umieszczona była mała, zapalona lampka. Wbrew pozorom była ona naszym źródłem światła. Obok niej porozwalana sterta papierów, które Mikey przeglądał i wypełniał. Oczywiście wszystko w mojej sprawie. Po obu stronach biurka stały dwa krzesła obrotowe okryte czarną skórą.
         - Musisz pomyśleć jeszcze jak ukryć brzuch przed Lucasem - oznajmił chłopak.
         - Na początku będę nosić luźne ciuchy, tak na wszelki wypadek. Potem będę go unikać - powiedziałam niewzruszona.
         - A co jak cie znajdzie zanim urodzisz i odkryje twój sekret? Wiesz, że nie dopuści do porodu? - ostrzegał mnie przyjaciel.
         - Szczerze mówiąc to nie chce mi się o tym myśleć - wzruszyłam ramionami.
         - Lei, nie możesz ciągle tego odwlekać. On jest niebezpieczny, okej? Dobrze to wiesz! - Chłopak nie dawał mi spokoju. Przysunął się ponownie do biurka, po czym zaczął przeglądać notatki, które chwilę wcześniej wyciągnął. - Tutaj jest napisane, żeby obwiązywać brzuch bandażem - Słysząc tą wiadomość prychnęłam, co zwróciło uwagę Michaela, więc uniósł wzrok, by mi się przyjrzeć. - Co cie tak bawi? Jakoś musisz ukryć brzuch.
         - Ukryć to ja muszę siebie - odpyskowałam.
         - Staram ci się pomóc - zbulwersował się.
         - Jeżeli chcesz mi pomóc to załatw papierkową robotę, a moim ciałem zajmę się sama! - wykrzyczałam. Chłopak oparł się plecami o siedzenie, a ja wstałam. Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem myśląc o przebiegu zaistniałej sytuacji. - Ja... Ja przepraszam - wydukałam. - To wszystko mnie przytłacza i jestem jak tykająca bomba.
         - Rozumiem cię w pełni i wybaczam - powiedział spokojnie. Jak dla mnie, zbyt spokojnie. - W takim razie wróćmy do imienia dziecka.
         - Chcę, żeby było rzadkie - oznajmiłam prosto z mostu. - Nietypowe.
         - Dobrze. Jakieś konkretne propozycje? - zaintrygowany przyjaciel opierał się na fotelu, bawiąc się długopisem, a dokładniej obracając go w palcach.
         - Mam kilka pomysłów dla obu płci.
         - Zatem co dokładnie? - Chłopak wpatrywał się we mnie, wyczekując odpowiedzi.
         W końcu opowiedziałam mu o moich pomysłach na imiona, na co Clifford tylko przytakiwał.
       
         Miesiące mijały mi niemiłosiernie szybko. Luke nie stawał na mojej drodze, co mogę uznać za plus. Byłam już w siódmym miesiącu ciąży i z Calumem oraz Ashtonem chodziliśmy wraz z przedsiębiorcą handlowym zwiedzać wille na sprzedaż. Razem z Michaelem postanowiliśmy zadbać o dobre środowisko dla małego, a za dobrym środowiskiem szły również pieniądze.
         - Tutaj mi się podoba - oświadczyłam w końcu, chodząc po przestronnej willi w odcieniach bieli i błękitu. - Mój syn chyba też to lubi - złapałam się za brzuch.
         Kilka dni temu Michael dotknął mojego brzucha i powiedział, że urodzi się chłopiec. Nie wiedziałam, czy powinnam się cieszyć, czy smucić. Cóż... Oby nie poszedł w ślady ojca.
         - Jak twojemu synowi się podoba to bierzemy - powiedział Irwin.
         Blondyn wraz z przedsiębiorcą przysiadł do papierów, a ja i Carly postanowiłyśmy pozwiedzać dom i poszukać idealnego miejsca na pokój dla dziecka. Na piętrze na końcu korytarza był przestronny pokój.
         - Będę mogła go urządzić? - zapytałam.
         - Lei, ty się jeszcze pytasz? - W głosie Caluma słyszałam troskę. - Jasne, że tak. Możesz robić co tylko zechcesz. Przed sama wiesz czym powinno się tak robić.
         Sama wiem czym? Jestem pewna, że chodzi o śmierć.
         - No niby tak - westchnęłam, po czym podeszłam do okna.
         Dom znajdował się na obrzeżach Londynu. Z okna było widać zielony las i staw. Idealnie. Oby mały docenił, co jego matka wybrała.
         - Cal, powiesz kiedyś mu co tutaj zaszło? - zapytałam. - Nie tutaj, w tym domu, ale... Ugh, wiesz o co mi chodzi? - zapytałam.
         - Oczywiście. Poczekam tylko aż wystarczająco dorośnie. Musi wiedzieć jak wspaniałą osobą była jego matka - Na jej twarzy zobaczyłam przelotny uśmiech, chociaż wiem, że to był uśmiech pełen bólu i troski.
         - Będziecie świetnymi rodzicami - zmieniłam temat. - Poradzicie sobie i dobrze o tym wiem.
         - Obyś miała rację.
         - Ja wiem, że mam rację.

         Michael mówił, że powinnam obwiązać brzuch bandażem, tymczasem ja siedziałam właśnie w Austrii, by ukryć się przed moim własnym chłopakiem. Tego było zdecydowanie za dużo jak na moją głowę. Siedziałam w ogrodzie jednego ze słynnych Wiedeńskich pałaców. Nie obchodziło mnie to, że był już grudzień i w gruncie rzeczy mogłam się zaziębić. Ósmy miesiąc ciąży i zachcianki... Czy to w ogóle powinno iść ze sobą w parze? Głaskałam mój brzuch, myśląc, co mu powiedzieć. Może i to nie jest normalne, ale chciałam porozmawiać z moim dzieckiem jeszcze zanim się urodzi.
         - Będziesz grzecznym chłopcem, prawda? Nie będziesz robił większych problemów wujostwu i będziesz przynosił dobre stopnie ze szkoły.Wiem, że pokochają cię jak własnego - szeptałam, a po mojej twarzy spływały łzy. - Ja też zawsze będę, bo przecież w twoich żyłach płynie moja krew. Zostawię ci coś po sobie, ale jeszcze nie wiem co - uśmiechnęłam się przez łzy. Wpatrywałam się w mój brzuch.
         Przez osiem pieprzonych miesięcy doskonale ukrywałam się przed Lucasem, więc pozostawał mi już tylko jeden i ostateczne starcie, które bardzo mnie denerwowało. Tymczasem ja nie chciałam myśleć o stawieniu się ostatni raz Luke'owi, tylko o dobru mojego syna. Chciałam, żeby o mnie wiedział, ale jednocześnie nie chciałam. Przynajmniej nie teraz. W końcu chcę odejść z tego świata, by żył normalnie. Może jednak powinnam powiedzieć Cal'owi żeby nic mu nie wspominali? Czy nie dlatego stąd odchodzę? Jestem taka niezdecydowana...
         Opadłam  na plecy przypominając sobie jak poznałam Luke'a. Pamiętam tego zapłakanego chłopca, który uciekał przed ojcem. Nie chciałam, żeby mój syn był taki. Nie chciałam, żeby bał się żyć. Oczekiwałam, że jego życie będzie normalne. Znajdzie kolegów, normalną dziewczynę i nigdy nie dowie się jakie ma nadnaturalne zdolności. Ryzyko zawsze będzie, ale to chyba czas by zakończyć złą passę zabijania się nawzajem ojców i dzieci. To chore i to bardzo.
         Powoli uświadamiałam sobie, czemu właściwie nie chcę by o mnie wiedział. Przypomniałam sobie rozmowę z Hood'em w ich nowej willi. Może jednak powinnam oznajmić, że nie chcę by wiedział? Co jeżeli gdy się dowie będzie chciał znaleźć ojca? Grozi mu wtedy niebezpieczeństwo, a tego nie chcę...
____________________
Imienia nadal nie znacie i nie poznacie aż do prologu drugiej części, haha.
Powoli zbliżamy się do końca... Lei jest już w 8 miesiącu. Urodzi i wielki finał ohohoho...
Rozdział szału nie robi, ale no... Postaram sie by druga część była lepsza. Ta chce po prostu skończyć, bo mi się nie podoba i tyle :(
Przypominam, że bohaterowie posiadają twittery, a jeżeli macie jakieś pytania do mnie to mój nick to @fraillou (ask i twitter) oraz hashtagu na twitterze #PsychopathicFF
Z podziękowaniami rozpiszę się przy ostatnim rozdziale, więc na chwilę obecną to tyle
Czekam na wasze komentarze :)x

4 komentarze :

  1. Nie mogę się juz doczekać aż urodzi :3 @1DNiallerek

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, to ff jest tak inne od reszty. Nigdy nie czytałam czegoś takiego. Nie mogę się doczekać, co będzie dalej. Życzę weny :) @NiceNightmare13

    OdpowiedzUsuń
  3. nie chcę żeby ona umarła nie nie nie nie nie
    Lukey zrób coś! pojaw się! to twoje dziecko...
    ciekawa jestem imienia! może coś połączonego z Ash'em i Cal'em? nie wiem czemu ale tak jakoś mi to chodzi po głowie, bo oni dużo tak zrobili i wgl..
    rozdział super, do następnego, miłej niedzieli i życzę weny.
    ily
    @stupidteenage_

    OdpowiedzUsuń
  4. może Luke się zmieni jak zobaczy swoje dziecko, coś w nim pęknie i pokocha je całym sercem?
    Chciałabym, aby tak się stało.
    ~J.

    OdpowiedzUsuń