środa, 24 września 2014

Rozdział 16

          Na całym świecie właśnie nadchodził nowy rok. A co za tym idzie? Nadchodził również mój poród. Byłam właśnie w Nowym Yorku, w USA. Tutaj to dopiero hucznie się go obchodzi.      
           Fajerwerki były cudowne. Był to ostatni nowy rok jaki obchodziłam, więc postanowiłam spędzić go jak najlepiej. Kto by pomyślał, że sześćset lat minie tak szybko? Nagle wydaje mi się to mgnieniem oka. Szczególnie ostatnie czterysta lat, które spędziłam u boku Luke'a. Westchnęłam, po czym zaczęłam pocierać ramiona, gdyż robiło mi się chłodno. Gdy pokaz sztucznych ogni dobiegał końca, ruszyłam do hotelu. Tak, zarezerwowałam sobie hotel. Chciałam spędzić jeszcze kilka dni w NY. Nie wiem czemu, ale to było jedno z moich ostatnich życzeń. Wiem, że chłopcy się o mnie martwili i dręczył ich fakt, że te ostatnie momenty spędzałam sama. Miałam taką ochotę i nikt nie miał prawa się z tym spierać.
          - Cześć Michael - rzuciłam obojętnie, gdy weszłam do mojego pokoju hotelowego.
          Nie zdziwił mnie fakt, że chłopak się tam pojawił. Troszczył się o mnie. Szczególnie w tym czasie, gdzie w ciągu najbliższych dni czeka mnie poród.
          - Ze mną wszystko okej - kontynuowałam. - Mój syn nie spieszy się na świat.
          - Okej, niech ci będzie - Michael usiadł na fotelu. - Potrzebujesz może kompana? Lubię Nowy York.
          Ewidentnie chciał zostać, żeby mnie pilnować i mogłabym się o to przyczepić, ale nie chciałam też ingerować w jego zamiary oraz nie potrzebna nam była żadna awantura.
          - Okej, niech ci będzie - powtórzyłam jego wcześniejsze słowa zdejmując buty.
          - Jestem ciekawy jak będzie wyglądać - przyjaciel wskazał na mój brzuch.
          - Oby miał jak najwięcej ze mnie - stwierdziłam.
          I taka była prawda. Ostatnie czego Calum i Ashton potrzebowali to dziecko, które będzie się całkowicie od nich różnić. Jeżeli zaś z wyglądu przypominałby mnie to mogliby mu powiedzieć o tym, że to po Calumie. Oboje mam ciemno-brązowe oczy oraz ciemne włosy. Chociaż to oczy grają tutaj główną rolę. Jak oczy będą się zgadzać to pół biedy i tyle.
          - Mhm - Mike poprawił się na siedzeniu. - Jak podobały ci się sztuczne ognie? - zmienił temat.
          - Bardzo ładne - skomentowałam, oddając się kolejnemu tematowi. Drążenie poprzedniego nie byłoby najlepszym pomysłem. Z resztą wyczerpaliśmy go do końca. - A tobie?
          - Kiedyś widziałem lepsze, w Chinach - oświadczył.
          - W Chinach? - zdziwiłam się. Usiadłam na drugim fotelu. Dzieliła nas teraz szklana ława.
          - Chińczycy zawsze muszą mieć wszystko lepsze - zaśmiał się.
          Kolejne dni spędziliśmy całkiem miło. Michael pokazywał mi różne ciekawe zakątki miasta, jakim był NY. Zimą naprawdę wyglądało to ślicznie, ponieważ śnieg sypał non stop nadając temu miastu niesamowity urok. Raz urządziłam sobie z Mikeyem bitwę na śnieżki, gdy spacerowaliśmy po Central Parku. Dużo się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Nie wiem, czy mogłabym lepiej wyobrazić sobie swoje dni ostateczne.
          Udaliśmy się do Starbucksa po kawę, która miała rozgrzać nasze organizmy. Następnym krokiem była przechadzka po szarych ulicach Nowego Yorku.
          - Wiem, że mówiłam to setki razy, ale opiekuj się nimi - ponownie rozpoczęłam temat, który wiązał się z moją śmiercią. - I chroń małego przed szukaniem ojca.
          - Przecież wiesz, że będę - Michael wziął dużego łyka gorącej cieczy.
          Również upiłam trochę kawy, a moje nogi dobrowolnie zaczęły iść przed siebie. Clifford nie ociągał się, tylko od razu ruszył za mną.
          - Chociaż wiesz, że on w końcu zauważy, że coś jest z nim nie tak - zauważył chłopak.
          - To będzie sytuacja kryzysowa, kiedy przedstawisz mu reguły tego świata. Albo ich brak? - Mike przyglądał się mi z uwagą i słuchał  Ten facet był świetnym słuchaczem. - Wytłumaczysz mu, że szukanie ojca nie ma sensu.
          - Postaram się - Tylko tyle wypłynęło z jego ust.
          Westchnęłam głośno, by następnie już o tym nie wspominać.
          Momentalnie poczułam mocny skurcz w dolnej partii ciała. Momentalnie złapałam się za dół brzucha. Mike widząc to wypuścił z ręki kubek, gdy uprzednio zrobiłam to i ja. Podbiegł do mnie, by wziąć mnie na ręce. Rozejrzał się, po czym wbiegł w jakąś ciemną uliczkę. Ułożył mnie na ziemi.
          - Wytrzymaj chwilkę - powiedział błagalnie.
          Ból potęgował swoją siłę, a ja starałam się nie krzyczeć. Zaciskałam wargi z całych sił, nieświadomie się przy tym gryząc.
          - Zamknij oczy i głęboko oddychaj - odezwał się ponownie Clifford. Posłuchałam go, a już po chwili poczułam kilkusekundowe błogie uczucie, które zatrzymało chwilowo ból.
          Mój cudowny moment nie trwał wiecznie, przez co skurcz zaatakował dziesięciokrotnie mocniej. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jesteśmy w domu Michaela, w pokoju który został na to specjalnie przygotowany. Mike uważał, że przezorny zawsze jest gotowy, czy jakoś tak. Ah, teleportacja. Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam?
          - Moglibyśmy jeszcze chwilę się teleportować? Gdzieś na drugi koniec świata, bo to uśmierza ból - powiedziałam cicho.
          - Uśmierza ból, ale wstrzymuje poród - Mówił całkiem poważnie.
         Przez całe sześćset lat zastanawiałam się jak to jest rodzić. Teraz wiem, że to gorsze niż wysikanie arbuza. Ba! To gorsze niż wysikanie całego bloku mieszkalnego z lasem anten na dachu. Witamy w kobiecym świecie, gdzie ból to standard. Oby ten mały nie spartolił swojego życia, bo męczę się właśnie dla niego.
          - Już, możesz spokojnie rodzić - Michael rozłożył mnie na łóżku oraz obnażył z dolnej partii ubrań. Sam ubrany był w lekarski kitel oraz maskę. Po jakiego grzyba? Nie wiem, ale nie obchodziło mnie to.
          - Spokojnie?! JAK MOŻNA RODZIĆ SPOKOJNIE?! - Krzyczałam ze zdenerwowania, jednakże za chwilę wydostał się ze mnie tylko okrzyk bólu. Mikey nie odpowiadał. Zajmował się wszelkimi potrzebami podczas porodu.
          - Dobrze ci idzie - skomentował. - Widać główkę.
          - Już? - zdziwiłam się. - Na filmach trwało to dłużej.
          - Demony przechodzą przez to szybciej, ale boleśniej - oznajmił.
          Aha? Miło?
          Parłam z całych sił. Chciałam się pozbyć tego małego darmozjada z mojego ciała jak najszybciej.
          Po dość niedługim czasie niemowlak wydostał się ze mnie. Dobrze, że Michael zajął się całą resztą. Ja musiałam odpocząć. Dzień, dwa... Ewentualnie tydzień. Jedyne co zauważyłam po porodzie, to ciemne włosy na głowie dziecka. Mogłam powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą, i chociaż cieszył mnie ten fakt nadal ważniejsze były dla mnie jego oczy.

muzyka: Alone Wolf [KLIK] 
          I rzeczywiście odpoczywałam tydzień. Momenty, w których widywałam dziecko, to tylko i wyłącznie pora karmienia. Nie mogłam się przecież do niego przywiązywać, tymczasem Calum i Ashton tak. Byli u Michaela w domu odkąd tylko dowiedzieli się o zaistniałej sytuacji. Ciągle tylko latali nad małym, czy czegoś mu nie potrzeba. Zdałam sobie sprawę, że zostawiam go w dobrych rękach.
          No i nadszedł ten dzień, kiedy postanowiłam się zebrać na odwagę i pożegnać się ze wszystkimi. To musiało się stać i nie ukrywam tego. Ostatni raz zrobiłam się na bóstwo. Jak umierać, to w dobrym stylu. Wystarczyło tylko pożegnać się z chłopakami, a potem znaleźć Lukeya i zakończyć to całe durne przedstawienie.
             Gdy tylko usłyszałam, że mały usnął, weszłam do pokoju gdzie siedziała cała trójka.
              - Już czas - szepnęłam.
              Michael, który oblegał kanapę, momentalnie zerwał się na równe nogi. Objął mnie i przycisnął do siebie. Moja głowa opierała się o jego ramie, a jego leżała na mojej. Gdy zorientowałam się, że jego ręce przyciskają mnie do jego klatki piersiowej, podczas gdy boje bezwiednie dyndają wzdłuż ciała, postanowiłam nie być dłużna. W końcu przytulamy się ostatni raz.
          - Nigdy cię nie zapomnę - powiedział cicho, przyciskają mnie do siebie jeszcze mocniej.                     Zastanawiałam się, czy powstrzymuje się od płaczu. Czy gdzieś w nim nie siedzi wzruszony chłopiec, który bliski jest rozbeczeniu się. Ja również miałam ochotę płakać, ale nie w tym rzecz, żeby użalać się, gdy powinnam się cieszyć bo moje życie po prostu się ulotni. Nie będzie mnie dotyczyć żadne piekło czy niebo. Moja dusza będzie miała swój kres. Coś się zaczyna, by się skończyć. Wolę umrzeć z własnej ręki z dokończonymi sprawami, niż żeby zabił mnie ktoś, a pewne pytania nigdy nie znajdą odpowiedzi.
          - Chodź tu do nas teraz - powiedział Ashton, łapiąc moją dłoń i ciągną w swoją stronę. Chwilę później znalazł się w grupowym uścisku, w której skład wchodził Irwin, Hood i ja. - Kochamy cię i nigdy nie przestaniemy.
          I oto moje najgorsze oczekiwania zaistniały w prawdziwym świecie. Ashton ryczał.
          - Nie płacz, głupku - zaśmiałam się, pocierając prawą ręką jego plecy. - Nie warta jestem twoich łez.
          - Gówno prawda - wycedził przez zęby Calum. Po jego twarzy ciurkiem spływały łzy.
          - Dbajcie o siebie - przemówiłam poważnie. - I o mojego syna też.
          - Będziemy - usłyszałam w odpowiedzi od obojga.
         Przeszłam do pokoju obok, gdzie leżał owoc mojego cierpienia. Moje arcydzieło i najpiękniejszy powód śmierci. On może i był wymówką, by ściągnąć mnie z tego świata, ale był też i wybawieniem. Odsunięciem od siebie wszystkich problemów, odciążeniem i czymś świeżym. Miał przed sobą czystą książkę jaką jest życie. A jak je zapisze, jakich wyborów dokona nie dowiem się nigdy. Ale to nie ważne, bo osoba przeterminowana, czyli ja, nie powinna się tym interesować.                    Spojrzałam na śpiącego tygodniowego chłopca. Leżał na prawym boku, a w buzi trzymał kciuk lewej rączki. Był taki drobny i biło od niego dobrocią, beztroską i czymś, czego nazwać nie potrafię. Na jego widok moje nogi były jak z waty, ale nie mogłam teraz polec. Przejechałam ręką po jego główce, mierzwiąc jego króciutkie włoski. Dziecko momentalnie się wystraszyło i otworzyło oczy. Przewróciło się na plecy, ale nie płakało. Wpatrywało się we mnie, tak jak ja w niego. To przerażające, że jego wielkie oczy były błękitne, jak niebo podczas słonecznego dnia.
         - Żegnaj - szepnęłam, po czym odwróciłam się i wyszłam na korytarz sąd przeniosłam się do bram piekieł, by spotkać się z najgorszym koszmarem po raz ostatni.
________________
Dobra, w tym rozdziale sporo się dzieje, więc mam nadzieje, że nie macie mi za złe czekania aż tak długo.
Słabo ostatnio komentowaliście, co mnie bardzo zabolało. Czuje, że to opowiadanie umiera wraz z Leilaną, a przecież to opowiadanie czeka jeszcze druga część! A może to moja wina? Może nie podoba wam się mój styl pisania, albo to że spieprzyłam fabułę?
Jeżeli nadal tu jesteście to błagam, komentujcie. To dla mnie ważne bo nie wiem co myśleć.
Mam do was kilka pytań:
1) Jak dalibyście na imię synowi Lukeili?
2) Wolicie opowiadanie pełne tajemnic, czy takie proste z perypetiami różnymi?
3) Wolicie żeby druga część była pisana w trzeciej osobie czy pierwszej?
Ahh i jeszcze przed nami rozdzial ostatni i koniec! Jak wrazenia? Ja jestem podekscytowana, ale na ten temat sie rozpisze sie pod ostatnim rozdzialem haha :)

5 komentarzy :

  1. Jeju popłakałam się, cudowne:(♡ najlepsze ff ♡
    Dylan albo Scott, obojętne i tak każdy rozdział jest świetny ♡, pierwszej

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, mi tam podoba się jak piszesz :) Scenę pożegnania mogłam sobie doskonale wyobrazić i jestem strasznie ciekawa jak potoczą się losy synka Leili (nie jestem pewna jak to się odmienia).
    1. z imion niezwykłych wymyślanych na poczekaniu Ereb (czyli zachód po asyryjsku), a ze zwykłych Alan?
    2. a da się połowicznie? :)
    3. jak ci wygodniej
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. jeeej jeden z najlepszych rozdziałów!
    świetny dfhf, ale nie chcę żeby Leila umierała
    1) Imiona to hmm George/ Brayan
    2) hmm idk lubię w sumie tajemnice haha, ale żeby nie wszystko było jedną wielką tajemnicą i nie wiadomo o co chodzi
    3) Jak Ci się najwygodniej pisze! :D
    świetny ten rozdział noo
    ily
    @stupidteenege_

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, a co do pytań.
    1) Fajnie by było jakby chłopiec nazywał się Luke, po ojcu, a jeśli nie Luke, to może Patrick
    2)Lubię opowiadania pełne tajemnic
    3)Jak wolisz.
    Może Leila nie umrze, dobrze by było.
    ~J.

    OdpowiedzUsuń
  5. Om omg omg najkrótszy poród ever haha genialny

    OdpowiedzUsuń